środa, 13 marca 2013

Rozdział 4

                              Idąc korytarzem staram się nie patrzeć na plecy dziewczyny. Zamiast tego skupiam się na głupich szczegółach jak wazon z kwiatami. Niebieskie róże. Takie same jak na grobie matki Clove. Szybko przenoszę wzrok na brązowe ściany. Brązowy to ulubiony kolor...
- STOP! - szepczę cicho. - Pomyśl o arenie.
Jak na zawołanie przed oczami staje mi wielki las i kilka martwych ciał. Głowy wyimaginowanych ofiar leżąc daleko od reszty. Nagle czuję, że tracę równowagę. Zaczynam machać rękoma w niekontrolowany sposób. W ostatniej chwili wystawiam nogę do przodu i  udaje mi się uniknąć bliskiego spotkania z podłogą. Czuję, że wszyscy mi się przyglądają. Podnoszę wzrok. Jestem w środku zainteresowania.
- Czego? - warczę i słyszę śmiech.
Odwracam głowę w stronę, z której dochodzi dźwięk. To Clove wybuchła. Zgięta w pół, stara się to  powstrzymać, jednak nie idzie jej to zbyt dobrze.Zaciskam pięści. To normalna reakcja z jej strony. Po raz pierwszy czuję się głupio, a to nie jest normalka. Ponownie zaczynam się zastanawiać co się ze mną dzieje. Pewnie stalibyśmy tak jeszcze dłużej, gdyby nie głos wydobywający się z telewizora.
- A teraz nadszedł czas na powtórkę z dożynek. - prowadząca jest podekscytowana.
Wszyscy zgodnie zasiadamy w kanapie. Mi trafia się miejsce z brzegu, więc nie muszę dusić pragnienia, które odczuwam przy Clove. Słyszę głos komentatorek, z głośników rozbrzmiewają odgłosy hymnu, a na ekranie widzimy pierwszy dystrykt. Losowanie. Jak zwykle są ochotnicy. Dziewczyna jest szczupłą i seksowną dziewczyną z blond włosami i imieniu Glimmer. Trzeba przyznać, że wygląda olśniewająco, o ile ktoś lubi wyuzdane panny. Do niej na scenie dołącza Marvel, brunet, , średniego wzrostu o wyglądzie kompletnego idioty. Czyżby chciał oszukać przeciwników? Nikt przecież nie uwierzy, że osoba z Jedynki, nie jest wrogiem. Nikt mądry. Gdy tylko znikają w drzwiach Pałacu Sprawiedliwości, przenosimy się do Dwójki. Patrzę jak Dorothee losuje kartkę i wyczytuje imię Clove. Znów przeżywam ten koszmar. Ponowne patrzenie jak dziewczyna wchodzi na scenę niszczy jakąś cząstkę mnie. Jednak największy szok przeżywam patrząc na siebie. W chwili zgłoszenia wyglądam na mordercę, ale w chwili podania dłoni dla dziewczyny, wyglądam jak jakiś cholerny romantyk! Nie! To nie miało tak być! Miałem wyglądać groźnie i obojętnie względem piętnastolatki!
- Debil, debil, debil. - cedzę przez zaciśnięte szczęki.
- Poszło nieźle. - komentuje mentorka. - Zawsze mogło być gorzej.
Posyłam w jej kierunku spojrzenie przesiąknięte jadem, a następnie skupiam się na ekranie. Nie ma nic ciekawego. Jak co roku sami słabeusze, niemający żadnych szans na wygraną. Gdy nadchodzi czas na Dwunastkę, jestem już bliski zaśnięcia z nudów. Patrzę na ubogo ubrane, wychudzone dzieciaki. I Effie Trinket, sławną z okropnych strojów. Gorszych nawet od naszej opiekunki. Wszędzie jest tak samo. Losowanie, odczytanie nazwiska i koniec. Tym razem jednak dzieje się coś innego. Gdy zostaje wywołana trybutka, na jej miejsce zgłasza się dziewczyna. Jest przerażona. Nagle po raz pierwszy od rozpoczęcia powtórki, komentatorki odzywają się.
- Czy to nie urocze? - szczebiocze jedna.
- Dobrowolne zgłoszenie się w Dwunastym Dystrykcie jest niecodzienne. - przyznaje druga.
Nienawidzę jej. Sam ją zabiję. Nie mam mowy, aby było inaczej. Ten przywilej należy do mnie!
_______________________________________________________________________________
Przepraszam, że przez ten miesiąc nie było notki, ale zero weny. Już w piątek wieczorem powinna być nowa notka :)
Dzięki za 400 wyświetleń! Następnym razem powinien być BONUS!